Meghan: Jak być obiema wersjami



"Jestem konsekwentnie pytana jak stoję nogami w dwóch kontrastujących ze sobą światach - jedną w przemyśle rozrywkowym, opartym na bogactwie i pobłażliwości, a drugą w pracy humanitarnej. Dla mnie to nie tyle pytanie, jak możesz to robić, a raczej pytanie, jak możesz tego nie robić? Poniżej przedstawiam moje szczere myśli na ten temat.

"Nie wiem kwiatuszku, taka się po prostu urodziłaś." To odpowiedź mojej mamy na powyższe pytanie, wskazujące na cechy charakteru, które ona wie, że posiadam: upartość, chęć wpływania na zmiany. "Po prostu taka jesteś", mówi. (I tak, nazywa mnie Kwiatuszkiem.) Siedzę z nią w mojej przyczepie w Toronto, gdzie kręcimy już szósty sezon Suits. To samo w sobie jest czymś nowym - obraz mojej mamy siedzącej w mojej przyczepie, w miejscu gdzie kręcimy serial, w którym gram regularną rolę, trwający już ponad pół dekady. To jest surrealistyczne. Nigdy nie śniłyśmy, że to będzie moja rzeczywistość, nasza rzeczywistość, że moja mam je zamówioną jajecznicę, którą asystentka na planie właśnie przyniosła z ciężarówki kateringowej. To nie jest miejsce z którego pochodzimy. Tak, moim rodzinnym miastem jest Hollywood, Kalifornia, ale to co ty myślisz o Mieście Aniołów, a to co ja wiem o własnym domu, to dwie bardzo różne rzeczy.


Więc, zacznijmy.



Urodziłam się i wychowałam w Los Angeles, kalifornijska dziewczyna która żyje według etosu, że większość rzeczy może być wyleczona z pomocą jogi, plaży, lub kilku avocado. Jestem wyraźnie zawadiacka, ale przemawia to do temperamentu, wokół którego dorastałam. Mając mamę terapeutkę, pracowniczkę socjalną, o wolnym duchu i najbardziej pracowitego tatę jakiego tylko możesz sobie wyobrazić (dyrektor świateł w telewizji), zawsze byłam w dwóch światach, ponieważ ich praca i środowisko domowe, to były dwie różne rzeczy. Z moją mamą spędzałam dużo czasu podróżując do odległych miejsc - wyjazdy do Oaxaca w Meksyku, gdzie widziałam dzieci bawiące się na polnych drogach, handlujące Chicletsami (gumy do żucia) za kilka dodatkowych pesos (waluta) aby zabrać je do domu. Moja mama wychowała mnie na globalnego obywatela, z otwartymi oczami na brutalne realia. Musiałam mieć ok. 10 lat kiedy odwiedziłyśmy slumsy na Jamajce. Nigdy nie widziałam ubóstwa na takim poziomie, co było widać w moich szklistych, brązowych oczach. Moja mama powiedziała mi "Nie bądź przestraszona. Bądź świadoma, ale nie bój się."

Mój ojciec był dyrektorem oświetlenia w dwóch programach telewizyjnych, kiedy dorastałam. Spędzałam czas za kulisami błyszczącej opery mydlanej i sitcomu telewizyjnego, w otoczeniu sławnych aktorów i ich świetnych zespołów, wielomilionowych budżetów i lunchów dla pracowników, które zawsze zawierały filet mignon i wystarczającą ilość słodyczy, abyś myślał, że jesteś w fabryce czekolady Willy'ego Wonki. Nie wiedziałam wtedy, że zaledwie dwadzieścia lat później zwrócę się do dyrektorów mojego serialu, aby upewnić się, że nasz dodatkowy filet mignon i słodycze nie zostały już wyrzucone, ale raczej przekazane do jadłodajni dla ubogich, w której wolontariuszem od mojej przeprowadzki  do Toronto. Albo że powiedzą „Tak”.

Pomimo kontrastu między moimi dwoma światami, w których dorastałam, istniała potężna wspólność: oboje moi rodzice pochodzili z biedy, więc dokonali wyboru, by dawać dużo - kupując indyki dla schronisk dla bezdomnych na Święto Dziękczynienia, dostarczając posiłki pacjentom w hospicjum, przekazując darowizny na leczenia, czy zwyczajnie klepiąc po plecach, uśmiechając się, zapewniając że wszystko będzie dobrze. To jest to, co widziałam dorastając, więc to jest również to, kim się stałam: młodym-dorosłym człowiekiem, ze  społeczną świadomością, aby robić to, co mogę albo przynajmniej mówić, kiedy wiem, że coś jest nie tak.




Miałam zaledwie 11 lat, kiedy byłam w klasie w Hollywood Little Red Schoolhouse i w telewizji pojawiła się reklama popularnego płynu do mycia naczyń. Hasło kampanii mówiło: „Kobiety w całej Ameryce walczą z tłustymi garnkami i patelniami”. Chłopcy z mojej klasy krzyczeli: „Tak, to miejsce, do którego należą kobiety. Do kuchni." Moja mała piegowata twarz zrobiła się czerwona z gniewu. Poszłam do domu i napisałam listy do adwokata feministki, Glorii Allred; do gospodarza programu informacyjnego dla dzieci; do producenta płynu; i Hilary Clinton (która była wtedy naszą pierwszą damą). Z wyjątkiem producenta płynu, wszyscy obiecali wsparcie - w ciągu kilku miesięcy reklama została zmieniona na „Ludzie w całej Ameryce walczą z tłustymi garnkami i patelniami”.


Mówiłam o tym w przemówieniu wygłoszonym na UN Women z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet zaledwie dwa lata temu. To świadectwo ducha walki, którego miałam jako młoda dziewczyna, i odpowiedzialność, jaką teraz odczuwam jako dorosła kobieta; a nawet bardziej jako aktorka. W momencie, gdy Suits odniosło sukces i zdałam sobie sprawę, że ludzie (zwłaszcza młode kobiety) słuchają tego, co miałam do powiedzenia, wiedziałam, że muszę mówić coś wartościowego. Po części dlatego uruchomiłam tę stronę, The Tig. Wiedziałam, że dziewczyny wchodzą na stronę, aby zobaczyć wskazówki dotyczące mody, lub jak doskonale wyprostować kręcone włosy. Ale zmieniając treści urodowe, aby zawierały myśli o samowystarczalności lub dynamicznych kobietach jak Fatima Bhutto, liczyłam na integrację świadomości społecznej i tematy bardziej wartościowe, niż powiedzmy, o selfie. 


I nie zrozumcie mnie źle - branża rozrywkowa ma duże znaczenie: daje ludziom ucieczkę, katalizator do śmiechu, refleksji i zrównoważenia realiów życia. Dodatkowo, praca aktorki jest dłonią, która mnie karmi. Bez tej dłoni, to ja nigdy nie mogłabym być dłonią, która karmi inne, na takim poziomie. Gdyby nie serial i strona internetowa, nigdy nie zostałabym poproszona o zostanie globalnym ambasadorem World Vision lub adwokatem UN Women, a obie te rzeczy są dla mnie zaszczytem. I to ma sens, że widzę to w ten sposób, ponieważ kiedy większość zachwyca się aktorami listy A, zobaczysz mnie najbardziej oszalałą z zachwytu  tylko w obliczu liderów wpływających na zmianę. Wsadź mnie do pokoju z Madeleine Albright lub byłą prezydent Irlandii, Mary Robinson i jedyny raz w moim życiu, zobaczysz jak ta gadatliwa dziewczyna, zamilknie.






W zeszłym roku byłam w furgonetce jadącej z obozu dla uchodźców Gihembe w Rwandzie. Byłam w kraju jako adwokat dla UN Women; Miałam tydzień spotkań z parlamentarzystkami w Kigali, świętując fakt, że 64 procent ich rządu to kobiety - najwyższe na świecie. Spędzałam również czas na rozmowach z przywództwem w obozie dla uchodźców, kobiet, kilka godzin poza stolicą. Wracając tego dnia, będąc już z powrotem w otoczeniu technologii i Hollywood, otrzymałam email od moich managerów, z prośbą o pojawieniu się na BAFTA. Nigdy nie byłam, ale zawsze znałam tę ideę - i zgodnie z tym emailem, wysokiej klasy firma produkująca biżuterię, zamierzała mnie przetransportować i ubrać w piękną suknię i leciałabym prosto z Kigali do Heathrow, na fotel makijażysty i od razu na czerwony dywan.


Mój mózg, serce i duch nie były w stanie szybko zmienić biegów - od pracy z określonym celem, którą wykonywałam przez cały tydzień w Rwandzie, do blasku i uroku rozdania nagród - plus pompa i okoliczności które za tym idą. Moje serce powiedziało "Nie" i to nie był cichy szept, to był ryk lwa. Ponieważ spojrzałam przez okno i zobaczyłam piękny świat, pokryty bujną roślinnością, który zaledwie 22 lata wcześniej był przesiąknięty ludobójstwem i niepokojem, ale przezwyciężył to, z wyboru. Zaraźliwe uśmiechy dzieci, pola, kozy i uderzenia w ziemię podczas jazdy... moja decyzja była jasna. Moje wnętrze powiedziało "Nie". Podczas gdy moje dwa światy mogą współistnieć, nauczyłam się, że dla mnie umiejętność stania w obu jest delikatną równowagą - ponieważ chociaż nie wykluczają się wzajemnie, kierowanie mną poprzez wahadło - od nadmiarów do braków dostępu - jest czasem trudne.






Kiedy wygłaszałam przemowę z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet, a sekretarz generalny ONZ Bahn-Ki Moon zapoczątkował owację na stojąco, pomyślałam: "To właśnie to, o to chodzi". Aby użyć dowolnej pozycji jaką udało mi się zdobyć jako aktorka i zmaksymalizować moją szansę na naświetlenie pewnych wartości, ponieważ to rezonuje o wiele bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Nigdy nie chciałam być kobietą, która się pojawia - zawsze chciałam być kobietą, która pracuje. Ten rodzaj pracy karmi moją duszę i napędza mój cel. Stopień, w jakim mogę to zrobić, zarówno na scenie i poza nią jest bezpośrednim atutem mojej pracy.


Jest jedna rzecz, która moim zdaniem jest błędnie rozumiana - założenie, że wykonując pracę humanitarną, istnieje pewien rodzaj mentalności wybawcy, kiedy prawda jest taka, że kontakty które nawiązujesz podczas tych podróży, mają tyle wzajemności - jeśli istnieje nierównowaga, z pewnością jest odwrotnie. Wróciłam do Rwandy na początku tego roku jako Globalny Ambasador World Vision, a kiedy tam byłam, spotkałam młodą dziewczynę o imieniu Claire, z którą natychmiast załapałam kontakt. Pokonywała wtedy trzecią godzinę drogi, aby przynieść lekarstwo dla swojego ojca - zadanie, które dla nas polegałoby na szybkim wzięciu Ubera do apteki. Te małe momenty zakotwiczają mnie przy tym, co ważne. A w mojej branży, która jest często przesiąknięta zbędnymi żądaniami, mój barometr tego, co cenne, jest sprawdzany podczas tych podróży. Nie wspominając już o tym, że kiedy pokazuję moje zdjęcia znajomym, zauważają, że niewątpliwie nigdy nie wyglądam na szczęśliwszą niż podczas tych wyjazdów. To inny uśmiech niż ten dla paparazzi - to ten, który nie wymaga retuszu. 


Ze sławą przychodzą możliwości, ale moim zdaniem również odpowiedzialność - popieranie i dzielenie się, skupianie się mniej na szklanych pantofelkach a bardziej na rozbijaniu szklanych sufitów, a jeśli mam szczęście - inspirowanie. Prawdziwie wpływowym momentem dla mnie było, gdy nastolatka, Emily, która śledzi mnie w social mediach, podzieliła się listem, że moja praca zainspirowała ją do odbycia podróży humanitarnej na Kostarykę; akurat jest w podróży, kiedy piszę ten post, i sprawdzam jej aktualizacje na Twitterze, szeroko się uśmiechając - widząc siebie w niej i pamiętając moje dni wolontariatu w LA, kiedy byłam w jej wieku. Widzę co Emily robi i myślę sobie "TAK". Cokolwiek powiedziałam, czym się podzieliłam, gdzieś dotarło a ta niesamowita młoda kobieta zdecydowała się na #bądź zmianą którą chcesz widzieć w świecie. Niezależnie od tego, jaki miałam na to wpływ, jest to najbardziej afirmująca i pokorna część mojego życia.







Więc czy jest to post na instagramie z hashtagiem #adoptdontshop pod zdjęciem moich psów, przemówienie na temat praw kobiet, wyjazd do Rwandy czy podróż do Afganistanu w celu wsparcia naszych wojsk za granicą, są to aspekty mojego życia, które wykonuję z takim samym uśmiechem na mojej twarzy jak kiedy robię zdjęcia z resztą obsady za kulisami, a może nawet większym. A kiedy moje życie przeskakuje z obozów dla uchodźców w czerwone dywany, wybieram je również, ponieważ te światy mogą w rzeczywistości współistnieć. I dla mnie muszą. Jedenastoletnia ja, byłaby dumna, ponieważ nie zawsze zdawałam sobie z tego sprawę, w rzeczywistości jednak zawsze stałam w świecie rozrywki jak i w świecie pracy na rzecz społeczności. Moje życie teraz, jest bardziej podwyższoną wersją tej rzeczywistości, w której dorastałam. I prawdę mówiąc, jest to najpiękniejszy prezent, chociaż nie zawsze wiedziałam, że od początku go miałam."



 



źródło: thetig.com ; zdjęcia:  thetig.com

6 komentarzy

  1. Piękne słowa Meghan, czytałam z zapartym tchem!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wrażenie, że dzisiaj będąc księżną, Meghan sama zaprzecza tym słowom. Owszem, chce pomagać, ale ewidentnie przy tym promuje swoją osobę i widać, że to celowy zabieg. To przykre...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz to wyjaśnić dokładniej? W sensie, jestem ciekawa jak na to patrzysz, a nie bardzo wiem o co dokładniej ci chodzi, o jakie jej działania. Nie chcę się kłócić, tylko naprawdę jestem ciekawa :)

      Usuń
  3. Meghan pisała o wykorzystywaniu swojej pozycji i możliwości do tego by pomagać innym i że to na tym się skupiała. Teraz mam wrażenie, że mimo chęci pomocy, jest w niej też duża chęć pokazania siebie.
    "Nie wspominając już o tym, że kiedy pokazuję moje zdjęcia znajomym, zauważają, że niewątpliwie nigdy nie wyglądam na szczęśliwszą niż podczas tych wyjazdów. To inny uśmiech niż ten dla paparazzi - to ten, który nie wymaga retuszu."-to słowa, które przeczą temu co teraz robi. W czasie wizyt gdziekolwiek, zwraca na siebie uwagę, choćby właśnie spojrzeniami prosto w obiektywy, słynnym już trzymaniem się za brzuch i odsłanianiem płaszcza by brzuch był dobrze widoczny,akcjami typu podpisywanie bananów czy oryginalnym strojem. To małe rzeczy, ale po pewnym czasie obserwacji rzucają się w oczy. Harry przy niej ginie, zawsze jest z tyłu. Dominuje go i o ile w życiu prywatnym mogą sobie robić co chcą, to w czasie wykonywania obowiązków, Meghan powinna ustąpić i schować swoje feministyczne przekonania do kieszeni. I modernizacja monarchii mnie nie przekonuje. Ta instytucja istnieje dzięki wielowiekowym tradycjom i burzliwe zmiany są jej niepotrzebne.
    W moim odczuciu Meghan niestety, ale jest zbyt amerykańska, by być brytyjską księżną...
    P.S dziękuję, za rozpoczęcie dyskusji :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Meghan jest wspaniała. Jest silną, odważną i szczera kobietą. Nie rozumiem uwag, że promuje siebie - każdy jakoś promuje siebie, zwłaszcza w takim miejscu jak rodzina królewska. Tak, Meghan chce się pokazać, jak każdy człowiek, chce być lubiana i podziwiana w nowej roli, w nowej rodzinie, w nowym kraju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uważam inaczej-członkowie rodziny królewskiej są znani tak czy inaczej. Ale ich zadaniem jest pomoc osobom w potrzebie, poprzez zwrócenie uwagi na miejsca które odwiedzają, a nie na siebie. Jeśli Meghan chciała być gwiazdą i robić to co jej się podoba, to powinna zostać w Hollywood albo Toronto.
      Mówi się, że wyjścia Kate są nudne. Być może, ale dla kogoś kto oczekuje sensacji z jej strony. Księżna nie chce być w centrum uwagi, tylko stara się by "gwiazdami" były osoby z którymi się spotyka-przede wszystkim dzieciaki.
      I w moim odczuciu tak powinno być. Kate i Meghan zawsze będą sławne-ale mam wrażenie, że przynajmniej teraz, dla Meghan sława jest najważniejsza. Takie sprawia wrażenie, co oznacza, że nie potrafi odciąć się od swojego dawnego życia. Chciałaby być w rodzinie królewskiej,ale na hollywoodzkich zasadach,a tak się nie da... Prędzej czy później znajdzie się duże grono ludzi, którzy zaprotestują. Takie jest moje zdanie.

      Usuń

Bardzo proszę komentujących o zachowanie kultury. Komentarze niedotyczące tematyki bloga, nic nie wnoszące, obrażające Meghan, autorkę i innych komentujących będą usuwane.